Na ożywienie NADZIEI


Mój tato mawiał, że gdyby miał wybierać między swoją ciężką, murarską pracą a moją katechetyczną w szkole, to zdecydowanie wybrałby jeszcze raz pracę fizyczną. Dlaczego? Ponieważ owoc tej pracy widoczny jest niemal natychmiast, a na dodatek jest dość trwały. Trudno się nie zgodzić. Praca apostolska bardzo często pozbawiona jest widocznych efektów, a jeśli pojawiają się owoce to bywa, że są nietrwałe. Wtedy przychodzi oskarżanie się, zniechęcenie, poczucie: osamotnienia, porażki, upokorzenia, a na końcu brak sensu i nadziei. Przesadzam? Niekoniecznie – wystarczy posłuchać chociażby katechetów. Matka Józefa Chudzyńska dostrzegała jak wirus zniechęcenia dopadał siostry i ożywiała ich nadzieję między innym taką prostą katechezą:

Bóg nie gardzi najlichszym człowiekiem i każdą najsłabszą istotę do siebie przygarnia, skoro się ona z dobrą wolą do Niego zwróci, a On ją na służbę swoją przyjmie. A potem używa ją za narzędzie do spełnienia wspaniałych dzieł swoich, jakoby Mu taka nieudolna istota potrzebną była, jakby się bez niej nie mógł obejść. Nadto często dopuszcza, że taka dusza psuje piękne dzieło Boże, jej powierzone. Mimo to Bóg nie przestaje posługiwać się ludźmi w dziełach swoich. Czyni to z dobroci, miłości i łaskawości swej dla nas, jak matka, gdy posługuje się dziecięciem, choć ono jej więcej przeszkadza i psuje, niż pomaga, ale miłość to czyni dla zadowolenia umiłowanej przez siebie istoty”.